sobota, 25 stycznia 2014

5.Policzek dla Rosalie

Leżała na łóżku rękami obejmując chłopaka pogrążonego w błogim stanie nieświadomości. Słońce zachodziło właśnie za horyzont tworząc złotawą zorze. Uniosła lekko głowę by lepiej widzieć. Widok był przepiękny.Spojrzała w dół zauważając burzę loków wtuloną w jej piersi. Harry oddychał miarowo lekko pochrapując. Pogładziła jego głowę odgarniając włosy z czoła chłopaka. Próbowała delikatnie wyciągnąć rękę spod jego ciała, ale okazało się to nie możliwe. Przekręciła się na bok i mocno naciągając mięśnie sięgnęła po zegarek. Była dokładnie dwudziesta druga trzydzieści. Spała tu od jakiś pięciu godzin i czuła się cudownie. Uśmiech nie opuszczał jej twarzy. Młody mężczyzna po raz pierwszy odkąd go poznała wydawał się tak zrelaksowany. Jego myśli krążył teraz zupełnie w innym świecie do którego nikt nie miał dostępu. Położyła głowę na poduszce wzdychając. 
Przetarł zaspane oczy dłońmi rozciągając obolałe mięśnie i kark. Na jego posłaniu leżała mała osóbka zwinięta w kłębek i przykryta jego ulubionym kocem. Spojrzał z ukosa zauważając dominujące podobieństwo między nią, a Rosalie. W głowie szumiało mu robiąc totalny mętlik w jego myślach. Nie pamiętał niczego co stało się wczoraj zaraz po tym jak Martha wspomniała o jego matce. Pamiętał doskonale dzień w którym zostawiła go tu na resztę życia tłumacząc mu, że nie jest w stanie zająć się tak chorym dzieckiem i Gemmą. Wtedy jeszcze nie wiedział, iż to on jest tym chorym. Żył w swoim świecie od bardzo dawna, więc wszystko wydawało się w porządku aż do piętnastego lipca dwutysięcznego siódmego roku. Donośne pukanie zbudziła dziewczynę. Martha uchyliła drzwi i posłała ciepły uśmiech w stronę dwójki nastolatków. "Jak wam się spało gołąbki." "Całkiem dobrze. Która godzina?" Rose spuściła nogi na miękki dywan. "Po siódmej, przyniosłam wasze leki." Podała dzieciom kubeczki czekając gorliwie, aż Harry obejrzy każdą tabletkę i pomału ją połknie. "Nie lubi ich." skomentowała kobieta. Rosalie tylko pokiwała głową, podnosząc się z łóżka i lekko obejmując Harry'ego na pożegnanie po czym wyszła. "Myślę, że ona cię lubi chłopcze." "Wiem." "Och." Staruszka opuściła głowę kręcąc nią lekko na boki. "Pamiętaj o dzisiejszej terapii o siedemnastej." "Wiem." 
Po gorącym prysznicu usiadła na oknie przyglądając się kołyszącym się na wietrze topolą. Ich ośrodek był otoczony przez sporych rozmiarów las i mniejsze parki. Kryli się w środku zupełnego pustkowia całkiem odizolowani od świata. Dziewczyna pragnęła choć na chwilę wyjść i zanurzyć bose stopy w trawie jak dzień wcześniej. To było jak plaster dla jej serca. Dnie spędzane samemu nie były łatwe lecz szło do nich przywyknąć. Kątem oka zauważyła sanitariuszy goniących Christopher'a, kolejny raz w tym tygodniu. Był wolny, a przynajmniej taki się wydawał. Około godziny trzynastej zeszła na lunch siadając przy swoim codziennym stoliku. Dłubała w makaronie nie bardzo mając ochotę na jedzenie. Coś w żołądku nie dawało jej spokoju, wywracało jej wnętrznościami.  Przekręciła głową na boki szukając chłopaka o szafirowych oczach lecz nie było go nigdzie w pobliżu. Zsunęła się niżej na krześle opierając czoło na blacie. Nagle drzwi jadalni otworzyły się z głośnym kliknięciem. Harry stał rozglądając się po pomieszczeniu. Szybkim krokiem przeszedł do centrum pokoju i usiadł przy fortepianie. Podniósł pokrywę i delikatnymi ruchami gładził klawisze. Wpatrywał się w nie z istnym zachwytem. Rose uśmiechnęła się mimowolnie. Przyglądała się poczynaniom młodzieńca. 

Każdy instrument muzyczny był dla niego niesamowity, choćby spędził przy nim minutę bądź dwie wiedział jak się z nim obchodzić i jak brzmi. Chciał znać ich jak najwięcej, grać na wszystkim co istniało. Przycisnął mocniej palec powodując, że dźwięk wydobył się z narzędzia. Wygrywał melodie płynącą prosto z serca. Czuł ją każdym skrawkiem swojego ciała, choćby nie wiem jak bardzo się przed tym bronił. Zegar zabił siedemnaście razy informując wychowanków o godzinie, ale Harry wciąż grał. Nie chciał jeszcze kończyć, czuł że nie może. To nie ten moment. nie ta chwila. Wystukiwał melodie, gdy malutka dłoń ulokowała się na jego ramieniu. Obrócił głowę i zobaczył ją. Stała tam  jasnoniebieskiej sukience, delikatnie podkreślającej jej figurę i głębie, błękitnych oczów. Wstał lekko czerwony. Głowa, wciąż go bolała, a nie lubił jak mu się przeszkadza. Blondynka zrobiła krok w tył. "Musimy iść." "Nie." "Harry to nie są żarty. Musimy iść na terapię." "Nigdzie nie idę." chłopak wrzasnął wywracając krzesło. "Nie chce Cię zmuszać, ale chodź." złapała jego dłoń nieświadoma popełnionego błędu. Mężczyzna uniósł dłoń i wymierzył jej siarczysty policzek, przez co osunęła się pod ścianę. Jej oczy były wypełnione łzami, które za wszelką cenę starała się powstrzymać. Malutka rączka gładziła czerwony policzek. Uniosła swoje wątłe ciało i wybiegła zostawiając chłopaka pośrodku pokoju z ogromnym żalem w sercu. Jeden z sanitariuszy złapał Harry'ego za ręce krępując mu je za plecami. Pochylił go do przodu i powoli prowadził do izolatki.Pokoju bez okien i drzwi. Odcięcie od świata było czasami najlepszym wyjściem. Jo spokojnie wprowadził chłopaka i posadził go na łóżku "Tu spędzisz najbliższy tydzień dzieciaku." powiedział i wyszedł zostawiając nastolatka samego. 

4 komentarze:

  1. o nieeeeeeeeee , on tam nie wytrzymaa!! Chce nastęępnyyy!! *U*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej mam zaszczyt nominowac cie do Liebster Blog Award więcej informacji na ten temat tutaj >>>http://itrybemyself.blogspot.com/2014/02/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń