środa, 12 marca 2014

6.Przekleństwo dzieciństwa.

Po wyczerpującym tygodniu samotności Harry nareszcie mógł opuścić to miejsce. Rozpromienił się, gdy drzwi pokoju otwarły się. „Jak się czujesz sunshine?” zapytała Martha uśmiechając się do chłopaka. Nie oczekując odpowiedzi podeszła bliżej. „Chodź ze mną, już najwyższy czas Harry.” Ujęła jego dłoń spoglądając w szmaragdowe oczy. „Jesteś tak bardzo wyjątkowy, a nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy.” „Martha?” „Tak?” „Chciałbym przeprosić Rose.” „Oczywiście.” 
       Przez cały tydzień chodziła przygnębiona z powodu nastolatka. Nie wypuszczali go nawet na posiłki. Rosalie całymi dniami siedziała przy fortepianie wgapiając się w klawisze i delikatnie brzdąkając nie znaną nikomu melodię. Brakowało jej Harry’ego. Nie chciała się do tego przyznać, ale tak naprawdę było. Chłopaka, który każdego dnia zaskakiwał ją czymś nowym. Ból fizyczny, który odczuwała po uderzeniu był niczym do tego co czuła w sercu. Myśli napływające do jej głowy każdej nocy nie pozwalały jej spokojnie zasnąć. Była przekonana, że on coś do niej czuje. Siedziała grzebiąc w talerzu, gdy w jadalni pojawił się nastolatek. Spuściła wzrok wlepiając oczy w jeden punkt. 
         Kroczył powoli cały czas przyglądając się Rose. Nie wiedział co zrobić. Żałował tego co zrobić, lecz gdzieś w głębi czuł, że chciał to zrobić. To wszystko nie dawało mu spokoju. Przysiadł tuż obok dziewczyny nie patrząc na nią. „Przepraszam” „Słucham?” „Bo..bo nie chciałem Cię wtedy uderzyć Rosalie” „Wybaczam Harry. Brakowało mi Ciebie.” Dziewczyna zarzuciła ramiona na kark chłopaka wtulając się w jego kasztanowe, kręcone włosy. Ułożyła głowę w zagłębieniu jego szyi wdychając przyjemny zapach konwalii i mięty. Zastygli na dłuższą chwilę słuchając bicia swoich serc. Oderwała się od chłopaka z największym uśmiechem jaki Harry kiedykolwiek widział. Siedział w bezruchu spoglądając na dziewczynę. „Lubisz mnie?” „Co?” „Zapytałem czy mnie lubisz?” „Oh, cóż tak.” „Też Cię lubię Rose.” „Cieszę się z tego, nawet nie wiesz jak bardzo.” 
Martha stała w oddali przyglądając się całej sytuacji. Uśmiech nie znikał z jej twarzy. Od tak dawna Harry nie był szczęśliwy, właściwie kobieta nie pamiętała momentu by był. 
            Dokładnie, gdy zegar wybił godzinę siedemnastą cała szóstka uczestników stała przed salą terapeutyczną. Rose nerwowo tupała nogą, czekając aż Zayn otworzy drzwi. „Zapraszam moi kochani. O Harry widzę, że już Ci lepiej.” „Owszem.” Zaprosił całą grupę do sali, by rozpocząć zajęcia. Dziewczyna usiadła na swoim stałym miejscu czując dziwny niepokój w żołądku. Coś miało się wydarzyć, a ona była pewna że nie będzie to nic dobrego. Wstrzymała oddech, gdy Zayn ponownie rozpoczął swój monolog. „Dzisiaj chciałbym poruszyć pewną sprawę. Wiem, że dla większości z was nie będzie to łatwe, ale chcę byście rozwinęli swoje historię z początku naszej terapii. Teraz to nie mają być wypowiedziane dwa zdania na własny temat. Każdy z was dostanie kartkę i trzydzieści minut czasu. Po tym chcę zobaczyć ponad połowę zapisaną. Rozumiemy się? Harry ty również musisz to zrobić. Macie napisać jak czuliście się w tamtych sytuacjach. Jak czujecie się z tym dziś. Wszyscy gotowi? To zaczynamy.” 
Siedziała z pustą kartką i totalną pustką w głowie. Wiedziała co chce napisać, był tylko jeden problem jeśli Zayn każe im to przeczytać nie będzie w stanie. Nie da rady wrócić do tych wszystkich wspomnień, bólu którego wtedy doznała. 
Przetarła twarz dłonią i wzięła ołówek do ręki. Spojrzała na Harry’ego, który zawzięcie kreślił coś na kartce. Wzięła głęboki wdech i zaczęła. Po upływie trzydziestu minut Zayn podniósł się z krzesła. „Moi drodzy teraz każdy z was przeczyta to co napisał, bez wyjątku. Zacznijmy od Harry’ego” „Nie.” „Dlaczego nie Harry?” „Bo nie!” „W takim razie Rose.” „Nie.” „Nie wygłupiajcie się wszyscy! Rosalie musisz przeczytać to co napisałaś inaczej nie będę mógł ci pomóc. Zacznij pomału.” „No dobrze.” *Pamiętam dzień kiedy pierwszy raz przyszedłeś do mojego pokoju i położyłeś się tuż obok mnie na łóżku, wtedy tak bardzo się bałam, ale ty powiedziałeś, że wszystko jest dobrze i wszyscy tak robią, więc już się więcej nie bałam. Po każdej nocy czułam wstyd i brud. Byłam brudna choćbym myła się godzinami. Moja dusza była brudna, a ja z nią. Kiedy ostatniego dnia twojego życia przyszedłeś się pożegnać i znów mi to zrobiłeś zrozumiałam, że to wcale nie jest normalne. Kochałeś mnie, ale nie tak jak powinieneś. Byłam tylko dzieckiem, a ty to bezczelnie wykorzystałeś śmieciu. Dziś już się nie boję. Wiem, że to było złe i że gnijesz tam w piekle za to co mi zrobiłeś.” „Rose do kogo to pisałaś?” „Do mojego ojca Zayn.” 
Po liście Rosalie wszyscy rozeszli się do swoich pokoi w ciszy. Zayn był tak oszołomiony, że nie mógł dalej prowadzić zajęć. Dziewczyna siedziała na parapecie oglądając zachód słońca. Obejmowała rękami swoje coraz szczuplejsze nogi. Uśmiechała się myśląc o tym co działo się w jej dzieciństwie. Nienawidziła tego człowieka całym swoim małym serduszkiem. 

Harry stał przyglądając się dziewczynie. Trzymał w ręku szkicownik malując. Z każdym krokiem jego rysunek stawał się coraz wyraźniejszy i gdy stanął przed nastolatką praca była już skończona. Mała Rosalie leżąca skulona na łóżku, a nad nią ogromny cień z batem uśmiechający się szyderczo. „To ty.” „Harry” Spojrzała w jego oczy i poczuła ulgę. On ją rozumiał. Doskonale wiedział co przeżyła. 

sobota, 25 stycznia 2014

5.Policzek dla Rosalie

Leżała na łóżku rękami obejmując chłopaka pogrążonego w błogim stanie nieświadomości. Słońce zachodziło właśnie za horyzont tworząc złotawą zorze. Uniosła lekko głowę by lepiej widzieć. Widok był przepiękny.Spojrzała w dół zauważając burzę loków wtuloną w jej piersi. Harry oddychał miarowo lekko pochrapując. Pogładziła jego głowę odgarniając włosy z czoła chłopaka. Próbowała delikatnie wyciągnąć rękę spod jego ciała, ale okazało się to nie możliwe. Przekręciła się na bok i mocno naciągając mięśnie sięgnęła po zegarek. Była dokładnie dwudziesta druga trzydzieści. Spała tu od jakiś pięciu godzin i czuła się cudownie. Uśmiech nie opuszczał jej twarzy. Młody mężczyzna po raz pierwszy odkąd go poznała wydawał się tak zrelaksowany. Jego myśli krążył teraz zupełnie w innym świecie do którego nikt nie miał dostępu. Położyła głowę na poduszce wzdychając. 
Przetarł zaspane oczy dłońmi rozciągając obolałe mięśnie i kark. Na jego posłaniu leżała mała osóbka zwinięta w kłębek i przykryta jego ulubionym kocem. Spojrzał z ukosa zauważając dominujące podobieństwo między nią, a Rosalie. W głowie szumiało mu robiąc totalny mętlik w jego myślach. Nie pamiętał niczego co stało się wczoraj zaraz po tym jak Martha wspomniała o jego matce. Pamiętał doskonale dzień w którym zostawiła go tu na resztę życia tłumacząc mu, że nie jest w stanie zająć się tak chorym dzieckiem i Gemmą. Wtedy jeszcze nie wiedział, iż to on jest tym chorym. Żył w swoim świecie od bardzo dawna, więc wszystko wydawało się w porządku aż do piętnastego lipca dwutysięcznego siódmego roku. Donośne pukanie zbudziła dziewczynę. Martha uchyliła drzwi i posłała ciepły uśmiech w stronę dwójki nastolatków. "Jak wam się spało gołąbki." "Całkiem dobrze. Która godzina?" Rose spuściła nogi na miękki dywan. "Po siódmej, przyniosłam wasze leki." Podała dzieciom kubeczki czekając gorliwie, aż Harry obejrzy każdą tabletkę i pomału ją połknie. "Nie lubi ich." skomentowała kobieta. Rosalie tylko pokiwała głową, podnosząc się z łóżka i lekko obejmując Harry'ego na pożegnanie po czym wyszła. "Myślę, że ona cię lubi chłopcze." "Wiem." "Och." Staruszka opuściła głowę kręcąc nią lekko na boki. "Pamiętaj o dzisiejszej terapii o siedemnastej." "Wiem." 
Po gorącym prysznicu usiadła na oknie przyglądając się kołyszącym się na wietrze topolą. Ich ośrodek był otoczony przez sporych rozmiarów las i mniejsze parki. Kryli się w środku zupełnego pustkowia całkiem odizolowani od świata. Dziewczyna pragnęła choć na chwilę wyjść i zanurzyć bose stopy w trawie jak dzień wcześniej. To było jak plaster dla jej serca. Dnie spędzane samemu nie były łatwe lecz szło do nich przywyknąć. Kątem oka zauważyła sanitariuszy goniących Christopher'a, kolejny raz w tym tygodniu. Był wolny, a przynajmniej taki się wydawał. Około godziny trzynastej zeszła na lunch siadając przy swoim codziennym stoliku. Dłubała w makaronie nie bardzo mając ochotę na jedzenie. Coś w żołądku nie dawało jej spokoju, wywracało jej wnętrznościami.  Przekręciła głową na boki szukając chłopaka o szafirowych oczach lecz nie było go nigdzie w pobliżu. Zsunęła się niżej na krześle opierając czoło na blacie. Nagle drzwi jadalni otworzyły się z głośnym kliknięciem. Harry stał rozglądając się po pomieszczeniu. Szybkim krokiem przeszedł do centrum pokoju i usiadł przy fortepianie. Podniósł pokrywę i delikatnymi ruchami gładził klawisze. Wpatrywał się w nie z istnym zachwytem. Rose uśmiechnęła się mimowolnie. Przyglądała się poczynaniom młodzieńca. 

Każdy instrument muzyczny był dla niego niesamowity, choćby spędził przy nim minutę bądź dwie wiedział jak się z nim obchodzić i jak brzmi. Chciał znać ich jak najwięcej, grać na wszystkim co istniało. Przycisnął mocniej palec powodując, że dźwięk wydobył się z narzędzia. Wygrywał melodie płynącą prosto z serca. Czuł ją każdym skrawkiem swojego ciała, choćby nie wiem jak bardzo się przed tym bronił. Zegar zabił siedemnaście razy informując wychowanków o godzinie, ale Harry wciąż grał. Nie chciał jeszcze kończyć, czuł że nie może. To nie ten moment. nie ta chwila. Wystukiwał melodie, gdy malutka dłoń ulokowała się na jego ramieniu. Obrócił głowę i zobaczył ją. Stała tam  jasnoniebieskiej sukience, delikatnie podkreślającej jej figurę i głębie, błękitnych oczów. Wstał lekko czerwony. Głowa, wciąż go bolała, a nie lubił jak mu się przeszkadza. Blondynka zrobiła krok w tył. "Musimy iść." "Nie." "Harry to nie są żarty. Musimy iść na terapię." "Nigdzie nie idę." chłopak wrzasnął wywracając krzesło. "Nie chce Cię zmuszać, ale chodź." złapała jego dłoń nieświadoma popełnionego błędu. Mężczyzna uniósł dłoń i wymierzył jej siarczysty policzek, przez co osunęła się pod ścianę. Jej oczy były wypełnione łzami, które za wszelką cenę starała się powstrzymać. Malutka rączka gładziła czerwony policzek. Uniosła swoje wątłe ciało i wybiegła zostawiając chłopaka pośrodku pokoju z ogromnym żalem w sercu. Jeden z sanitariuszy złapał Harry'ego za ręce krępując mu je za plecami. Pochylił go do przodu i powoli prowadził do izolatki.Pokoju bez okien i drzwi. Odcięcie od świata było czasami najlepszym wyjściem. Jo spokojnie wprowadził chłopaka i posadził go na łóżku "Tu spędzisz najbliższy tydzień dzieciaku." powiedział i wyszedł zostawiając nastolatka samego. 

czwartek, 16 stycznia 2014

4.Wizyta Anne


        Anne długo borykała się z myślą, że porzuciła swojego małego synka. Zostawiając go tam na pastwę losu samego, ale nie miała wyboru. Nie byłaby w stanie poradzić sobie z chorym dzieckiem. To wszystko ją przerosło. Przez pierwszy rok było bardzo źle. Gemma cały czas pytała o brata, a matka nie wiedziała jak wytłumaczyć dziewczynce że nigdy już go nie zobaczy. Kobieta obudziła się rano z potwornym bólem głowy i strachem przed dzisiejszym spotkaniem. Wczorajszego wieczora wykonała telefon do zakładu umawiając wizytę z jej synem. Usiadła na kanapie kładąc ręce na twarz i odmawiając modlitwę. Harry leżał niczego nie świadomy na swoim łóżku zakopany pod stertą poduszek, gdy usłyszał delikatne pukanie. Nie ruszył się, a drzwi ustąpiły. Dziewczyna stawiała ciche kroki na panelach spoczywając na skraju posłania chłopaka. "Cześć Harry" Jej delikatny głos ukoił jego nerwy. "Po co przyszłaś?" "Chciałam z tobą pobyć, to źle?" "Nie" chłopak wysunął głowę spod poduszki "Hazz wiesz pytałam Marthę i dziś możemy wyjść na dwór. Co ty na to?" "Co ja na to?" "No tak. Chciałbyś ze mną wyjść?" "Może" "To wstawaj z tego łóżka i chodź" Dziewczyna uchwyciła jego rękę i pociągnęła. Chłopak natychmiast się spiął. Jego mięśnie zastygły, a on zrobił się czerwony. "Przepraszam, tak bardzo przepraszam" Wydukała Rosalie widząc minę Harry'ego lecz nie zabrała dłoni. Czuła ciepło jego ręki rozpalające ją w każdym tego słowa znaczeniu. Na jej policzki wkradł się delikatny rumieniec. Uśmiechnęła się do chłopaka i delikatnie zabrała dłoń. "Chce iść" "Gdzie?" "Na dwór." "Więc chodźmy" Harry wygrzebał się z pościeli powoli stawiając stopy na miękkim dywanie. Ubrał białe trampki i już był gotowy. Ruszył wolnym krokiem za dziewczyną schodząc po krętych schodach. Przyjemny wiatr uderzył w jej twarz, gdy tylko otwarła drzwi. Tak długo nie czuła świeżego powietrza. Rozłożyła ręce i zaczęła kręcić się w kółko. Chłopak stał osłupiały patrząc na nią. "Na co czekasz? Chodź." Załapała jego dłonie i obróciła się na piętach. Kręcili się dopóki nie poczuła dziwnego uczucia w żołądku. Usiadła na trawie opierając głowę o sporych rozmiarów kamień. Harry usiadł tuż przy niej skubiąc trawę. "Możemy tu być Rose?" "Oczywiście, że nie" zaśmiała się. "Nigdy nie robisz czegoś co zakazane?" zapytała. Chłopak pokiwał jedynie głową. "Wiesz Harry podsłuchałam dziś rozmowę Marthy. Twoja mama chce cię odwiedzić" "Że co?" "Tak powiedziała. Nie wiem dokładnie kiedy, ale słyszałam że tu będzie." "Nie chce jej widzieć. Zostawiła mnie" "Harry?" "Tak?" "Opowiesz mi?" "Nie"  Świat zatrzymał swój bieg. Rosalie siedzieła patrząc w niebo. Wiedziała, że Harry nie jest łatwym człowiekiem i to że z nią rozmawiał było już dużym sukcesem, ale nie sądziła że tak po prostu jej odmówi. Patrzyła w niebo powoli przymykając powieki. Kojący wiatr delikatnie kołysał jej włosami. Uśmiech nie znikał z jej twarzy tworząc idealny rysunek. Harry spoglądał na dziewczynę z niemym zachwytem. Czuł w sercu, że może jej zaufać, że to właśnie ona wyciągnie go z tego piekła. Ułożył głowę tuż koło niej i zamknął oczy. Martha biegała po całym ośrodku w panice szukając dwójki swoich wychowanków, których nigdzie nie było. Wychodząc do ogrodu zauważyła ich leżących na środku polany. Podbiegła do nich w obawie o bezpieczeństwo tej dwójki. "Będą mieć przechlapane" powiedziała w myślach. Podchodząc coraz bliżej jej złość malała, a gdy zobaczyła nastolatków drzemiących na trawie wtulonych w swoich objęciach jej serce przepełniła miłość. Przysiadła, uśmiechając się. "Och Harry nawet nie wiesz jak się cieszę." Z każdą godziną serce Anne biło coraz mocniej. Siedziała w salonie przy filiżance herbaty oglądając stare zdjęcia swojego małego synka. Minęło tylko czasu od kiedy widziała go ostatni raz. Ręce trzęsły jej się niemiłosiernie mocno przez co odrobina napoju wylądowała na dywanie. Kobieta przemogła się i podniosła z kanapy. Wzięła płaszcz z wieszaka i zamknęła drzwi. Drogę do samochodu pokonała ekspresowo, włożyła kluczyki do stacyjki i odpaliła silnik. Włączyła swoją ulubioną stację i odjechała. Podróż do ośrodka trwała około czterdziestu minut. Zatrzymując się tuż przed wejściem, czuła wielkie wątpliwości. Co jeśli on nie chce jej widzieć? Co jeśli wpadnie w szał? Co wtedy zrobi? Jak poradzi sobie z jego zachowaniem? Wszystkie te pytania zaprzątały jej głowę, podczas kiedy Harry wciąż leżał spokojnie tuż obok Rosalie na trawie. Jego oddech był spokojny i niczym nie zakłócony. Przetarł oczy, gdy silny podmuch wiatru narzucił na jego twarz włosy dziewczyny. Usiadł spoglądając z boku na Marthę, która pletła wianek z polnych kwiatów. Kobieta uśmiechnęła się i założyła dzieło na głowę chłopca. "Musimy iść Harry." zakomenderowała. Niechętnie podniósł się wyprostowując obolałe kości. "Co z nią?" wskazał palcem na drobną osóbkę wciąż śpiącą na trawie. "Mógłbyś ją zanieść do środka?" "Dobrze" Włożył delikatnie dłoń pod jej kolana, druga zaś umieścił na plecach dziewczyny. Oplotła jego szyję rękami wywołując skurcz mięśni w całym jego ciele. Anne siedziała w przygotowanym już wcześniej pokoju czekając na syna. Tupała nogą ze zdenerwowania rozglądając się po pomieszczeniu. Ściany wyłożone zostały miękką gąbką koloru bladoniebieskiego przyjemnego dla oka. Cały stół i krzesła wykonane były z przyjaznego tworzywa, by pacjenci nie zrobili sobie krzywdy, ani osobą bliskim. Harry zaniósł Rosalie do jej pokoju, zostawiając ją na łóżku. Zamknął drzwi i oparł się o ścianę. Martha spojrzała w rozkojarzone oczy chłopaka. "Ktoś na ciebie czeka chłopcze." "Kto?!" "Harry ona naprawdę chcę cię zobaczyć" "Ale ja nie chcę!" Chłopak wrzasnął. Krew w jego żyłach gotowała się, czuł że dłużej nie wytrzyma. Rozpędził się i uderzył głową o ścianę. Opadł na kolana waląc pięściami po ścianie. Martha patrzyła z zaskoczeniem na jego atak. Nie zdarzyło mu się to już od dawna, a teraz tak nagle. Harry czuł jak złość wypełnia jego ciało nie mogąc się opanować. Wrzeszczał z całych sił, waląc nogami po ścianie. Musiał jakoś się wyładować, ale nie wiedział jak. Pobiegł do swojego pokoju zrzucając wszystko z szafek. Wyciągnął szuflady z komody uderzając nimi w kraty zamątowane w oknach. Targał swoje rysunki rozrzucając je po całym pokoju, aż w jego dłoniach pojawił się jeden wyjątkowy. Przedstawiał dziewczynę siedzącą na parapecie tak delikatną jak morska bryza o poranku, z oczami tak pięknymi jak nic co mogłoby istnieć na tym świecie. Usiadł na dywanie i zwyczajnie zaczął płakać przytulając kartkę do piersi. Martha patrzyła na niego zbolałym wzorkiem. Zbliżyła się do chłopaka delikatnie gładząc jego plecy. "Chcę ją tu" wyszlochał chłopak. "Kogo?" ton kobiety wydawał się zszokowany. "Ro-Rosalie przyprowadź ją, proszę." wydukał, wciąż płacząc. "Pójdę zobaczyć czy już wstała, dobrze?" Chłopak wciąż ściskał obrazek szlochając wniebogłosy. Rosalie obudziła się zaskoczona swoim położeniem. Zasypiała na trawie, a nagle jest w swoim pokoju na dodatek przykryta kocem. Usiadł na łóżku spuszczając stopy na zimną posadzkę rozprostowując ramiona. Spojrzała na zegar. Wskazywał tuż po siedemnastej. Przetarła oczy, gdy drzwi jej pokoju uchyliły się. Martha zajrzała przez niewielką szparę z przerażeniem w oczach. "Rosalie jesteś nam potrzebna." "Co się stało?" "Chodzi o Harry'ego" To jedno zdanie wystarczyło, by dziewczyna zerwała się z łóżka i popędziła w stronę pokoju chłopaka co sił w nogach. Otwarła drzwi zauważając szlochającego chłopaka ściskającego kartkę. Siedział skulony w kulkę w kącie pokoju. Jej oczy rozszerzyły się. Pomieszczenie wyglądało jakby przeszło przez nie tornado, a Harry był w samym jego centrum. Podeszła spokojnie do chłopaka kładąc dłoń na jego ramieniu. Podniósł głowę i objął ramionami jej szyję wtulając się w długie włosy. Opadła na kolana obok nastolatka obejmując go w pasie. Gładziła jego plecy i głowę. Wplątywała palce w loki robiąc malutkie kółeczka. "Już dobrze Harry, ciii. Jestem przy tobie." "Zostań." "Zostanę" Czuła ciężar ciała chłopca pomału opadający na nią sygnalizujący, że chłopak powoli zasypia. Podniosła się razem z nim i ułożyła ich na łóżku przykrywając ulubionym zielonym kocem Harry'ego. "Słodkich snów Harry" ucałowała jego czoło, odgarniając z niego włosy. Martha stała w progu przyglądając się całej sytuacji z boku. Łzy spływały po jej policzkach kaskadami. To był pierwszy raz, gdy Harry pozwolił się komuś dotknąć. Była tak szczęśliwa, że zupełnie zapomniała o Anne czekającej na dole. Gdy tylko uświadomiła sobie swoją gafę zbiegła na dół małymi schodkami. "Przepraszam panią bardzo, pani Styles ale Harry miał atak i śpi, więc raczej nie będzie panie mogła się z nim dziś zobaczyć. Jeszcze raz serdecznie przepraszam, że musiała tu pani spędzić tyle czasu." "Nie szkodzi, przyjdę innym razem." "Wolałabym nie." "Słucham?!" "Harry miał atak z pani powodu. On nie chce pani widzieć. Myślę, że wciąż nie pogodził się z porzuceniem, a to może jeszcze trochę potrwać." "Czekałam prawie 6 lat." "Myślę, że to wciąż za mało by mógł się z tym pogodzić. Zadzwonimy do pani, gdy chłopak będzie w lepszym stanie i sam wyrazi chęć spotkania, a teraz do widzenia." 

wtorek, 10 grudnia 2013

3.Rosalie zbliża się do Harry'ego

                   „Harry kochanie dziś mamy wizytę u doktora” głos matki rozszedł się po domu z echem. Oczy chłopca były zaklejone snem i nie dosłyszały nawoływać. „Kotku to już dziś, wstań proszę cie” Kobieta ujęła ciało chłopca w swoje objęcia gładząc brązowe loki. Jego oczy świdrowały ją od środka błagając o pomoc. Chciał zostać w domu. Nie chodzić do lekarzy. Chciał być zdrowy. Miał dopiero jedenaście lat, nie zaznał życia o jakim każdy marzy. Harry od samego początku był inny niż wszyscy. Zawsze pogodne dziecko z dnia na dzień zmieniało się w coraz bardziej zamkniętego w sobie małego chłopca. Nie potrafił utrzymać kontaktu wzrokowego, a dłuższa rozmowa sprawiała mu spore problemy. W tym czasie stworzył w swojej głowie świat, do którego tylko on sam miał dostęp. Świat bez zła i nie tolerancji. Miejsce, gdzie mógł czuć się szczęśliwy sam ze sobą. Otaczali go wymyśleni ludzie, bez problemów zawsze chętni do pomocy i zabawy z chłopcem. Kochał to miejsce, bardziej niż wszystko. Bardziej niż matkę, siostrę i ojca. Było dla niego rajem, w którym zamknął się przed realnym światem. Po swoich dziesiątych urodzinach Harry miał swój pierwszy atak. Sam nie wiedział co dzieje się z jego ciałem, lecz wiedział że nijak nie jest w stanie tego powstrzymać. Wtedy właśnie uderzył rozpędzony głową o ścianę. Anne była przerażona zachowaniem syna. Kobieta płakała każdej nocy modląc się by jej dziecku nie działo się nic złego. Tego felernego dnia, gdy udało jej się wreszcie dobudzić syna, udała się z nim na badania do psychiatry. To był pierwszy dzień nowego życia chłopca, a za razem ostatni, w którym widział swoją rodzinę w komplecie. Przez całą drogę samochodem nie zamienili ze sobą nawet najmniejszego słowa. Harry bujał w obłokach, a Anne próbowała skupić się na drodze. Badania trwały cały dzień i chłopiec był bardzo zmęczony czekając na diagnozę. Nagle drzwi gabinetu otwarły się, a zza nich wyłonił się siwiejący mężczyzna, który skinieniem ręki zaprosił ich do środka. Harry usiadł na leżance machając nóżkami w rytm muzyki wydobywającej się z radia. „Pani Styles przykro mi, ale Harry ma autyzm. Radziłbym zapewnić mu fachową opieką lub umieścić w ośrodku opiekuńczym. To już Pani decyzja” Po tych słowach świat Anne legł w gruzach. Jej syn był chory. Nie ma innego wyjścia. Chłopak musi się leczyć. Rosalie siedziała na parapecie zapisując kolejną kartkę z pamiętnika. Dzisiaj dzień, w którym dowie się choć części historii tego zielonookiego młodego mężczyzny. Dziewczyna od paru dni spała bardzo źle. Myśli zaprzątały jej głowę. Martha otworzyła drzwi i z pogodnym uśmiechem na twarzy postawiła dwie malutkie fiolki na szafce nocnej. „Jak się czujesz skarbeńku?” „Martha nie wiesz może kiedy będziemy mogli wyjść na zewnątrz?” „Och, myślę że już niedługo.” „Cieszę się, bo po tak długim czasie człowiek chce poczuć nawet najmniejszy powiew wiatru.” „A jak terapia? Dobrze sobie radzicie?” „Cóż myślę, że Harry nie chce mieć przyjaciół. On nie chce bym wiedziała o nim cokolwiek.” „Jeśli tak myślisz to dobrze, ale wierz mi moje dziecko jeszcze zmienisz zdanie” Kobieta opuściła pokój zostawiając Rosalie w lekkim osłupieniu. Zmieni zdanie. To raczej niemożliwe. Myśli zaprzątały jej blond włosom głowę przez większość dnia. Przy obiedzie siedziała sama przy małym stoliku z ukratka spoglądając na chłopca o zielonych oczach, który wzbudzał w niej tak duże uczucia. Tuż po godzinie siedemnastej weszła do pokoju w którym miała odbywać się terapia, jednak nikogo w nim nie było prócz Zayn'a. „Cześć.” Mężczyzna posłał w jej kierunku delikatny uśmiech. „Gdzie wszyscy?” zapytała zaszokowana. „Wiesz Rose. Mogę tak do Ciebie mówić? Dziś chciałem porozmawiać tylko z Tobą.” „Oczywiście, że możesz. W sumie tak chyba nawet bardziej mi się podoba. O czym chciałeś pogadać?” „O Tobie.” „ O... o mnie?” dziewczyna zrobiła przerażoną minę. Nikt nigdy wcześniej nie chciał o niej rozmawiać, bardziej obchodziło ich dlaczego tak młoda dziewczynka, wtedy wręcz dziecko chciało pozbawić się życia. Nie wiedziała czego spodziewać się po mężczyźnie. „Dokładnie. Chciałbym, abyś opowiedziała mi coś o sobie. Coś czego nie mówiłaś nikomu innemu.” „Wiesz, że to ciężkie zadanie.” „Wiem Rosalie, ale chciałbym byś w końcu komuś zaufała. Bardzo zależy mi na tym by tą osobą był Harry.” „O co wam wszystkim chodzi z tym Harry'm ?! Tylko ON i ON.” Gwałtownym ruchem podniosła się z fotel niemal go wywracając. Wściekła opuściła pomieszczenie i udała się do swojego pokoju by położyć się na łóżku i odpłynąć do krainy snu i marzeń, do której nikt nie ma dostępu.

                                                                                            
Bardzo przepraszam, ze nie dodawałam ale nie miałam weny by dokończyć ten rozdział. Obiecuję że następny pojawi się szybciej :) 

wtorek, 12 listopada 2013

2.Zadanie Rosalie i Harry'ego

Tego dnia na dworze szalała burza. Rosalie obudziła się dużo wcześniej niż planowała. Umyła twarz i okalała swoje wychudzone ciało szlafrokiem. Noc nie była dla niej łaskawa. Do późna nie mogła zasnąć zastanawiając się jak przeprosić Harry'ego za swoje wczorajsze zachowanie. Usiadła na parapecie przyglądając się drzewom. Gałęzie uginały się pod namiarem pożółkłych liści. Jesień była jej ulubioną porą roku. Drzwi pokoju otworzyły się, a zza nich wynurzyła się pogodna Martha. „Witaj dziecinko. Jak ci się spało?” „Nie za dobrze.” „Męczą cię koszmary?” „Niestety nie, chodzi o pewnego chłopaka. Wczoraj na terapii zachowałam się dość niestosownie” „Możesz mi opowiedzieć jeśli chcesz.” Kobieta spoczęła na skraju łóżka uśmiechając się do dziewczyny. „Był tam taki chłopak Harry.” „Ten Harry?” „Co znaczy ten Harry?” „Oh. Nie powinnam” „Martha proszę Cię to ważne.” „Harry, którego wczoraj poznałaś spędził tu większość swojego życia. Chłopak ma duże zaburzenia, z którymi nie potrafimy sobie poradzić. Nic nie skutkuje. To tajemnica, ale matka zostawiła go tu tuż po stwierdzeniu choroby.” „To straszne.” „Wiem dziecinko, lecz nic nie możemy zrobić. Harry sam musi chcieć sobie pomóc, bez niego cała kuracja nie ma sensu.” Nastolatka przymknęła oczy zapadając w stan otępienia. Chciała pomóc Harry'emu jak tylko da radę. Zbliżenie się do niego było nieuniknione, tylko jak to zrobić. Tymczasem Harry leżąc na pościeli z nogami zanurzonymi pod poduszką rysował motyle. Ich skrzydła były tak delikatne jak mgła, której nie możemy dotknąć, a sam widok jest dla nas niezwykły. Chłopak był zły po wczorajszym spotkaniu. Wszyscy ocenili go po pozorach. Nikt nigdy nie chciał się z nim zaprzyjaźnić, przez co czuł się osamotniony. Nie dopuszczał do siebie ludzi. Czuł, że dzisiejszy dzień będzie inny. Zupełnie inny. Coś w kościach podpowiadało mu że jego życie niedługo diametralnie zmieni swój bieg i pokaże mu czym jest szczęście. Tuż po lunchu o wyznaczonej godzinie wszyscy uczestnicy czekali już pod salą. Brakowało tylko Rosalie i Harry'ego. Drzwi otworzyły się i Zayn tak jak zrobił to dzień wcześniej zaprosił wszystkich do środka. „Dziś chciałbym poruszyć dość trudny temat, więc chcę prosić was o zachowanie opinii na temat innych uczestników dla siebie, okej? Chciałbym, aby wczorajsza sytuacja była dla was przestrogą.” Mahoniowe wrota z hukiem uderzyły o ścianę. Rosalie stała na środku sali zdyszana jak nigdy. Zagłębiła się w rozmyślaniach i nim się spostrzegła, spóźniła się na zajęcia. Harry stał tuż za nią uśmiechając się kpiąco. Dla nie liczyło się nic, gdyby nie Martha nie byłoby go tu. „Widzę, że jednak postanowiliście do nas dołączyć. Usiądźcie mam wiele do powiedzenia.” Nastolatek wyminął blondynkę i usiadł na wyznaczonym wcześniej miejscu. „Dobrze skoro to już wszyscy możemy zaczynać. Na dziś zaplanowałem ciekawe zajęcia. Dobiorę was w pary, a potem wyznaczę zadania. Nikt nie ma nic przeciwko? Tak? To dobrze. W takim razie Ellie będziesz z Crispianem, Jacob z Mandy i Rosalie z Harry'm” „Przepraszam” „Tak? Coś nie tak?” „Nie wiem czy Harry chce być ze mną w parzę” „ Nie ma znaczenia czy chce, musi. To jest to zadanie. Każdy z was musi dostosować się do partnera, poznać jego najskrytsze sekrety, powód dla którego tu trafił. Chciałbym, abyście postarali się zostać przyjaciółmi w takim miejscu jak to, ktoś taki jest potrzebny.” „Zayn? Czy to, aby na pewno dobry pomysł?” „Rosalie nie masz się czym martwić. Ty i Harry jesteście w tym samym wieku, dlatego dobrałem was w parę, myślę że poradzicie sobie z tym zadaniem aż za dobrze.” Terapeuta był zbyt pewny tego czego oczekuje od dziewczyny. Jak miała zbliżyć się do nastolatka, który nie chciał nawet jej poznać. To jest totalnie pokręcone. Choć może właśnie o to chodziło Zayn'owi. By to zadanie było dla nich wyzwaniem. Czymś z czym muszą sobie poradzić bo świat poza ośrodkiem nie będzie dla nich łaskawy. Ludzie nie obchodzą się z tobą jak jajkiem. Życie to brutalna dżungla, w której przetrwają tylko najsilniejsi. „To już koniec na dziś. Jutro chcę usłyszeć choć najmniejszy fakt na temat waszego partnera rozumiemy się?” Mówiąc to wzrok chłopaka był skierowany na Rosalie. Dziewczyna poczuła ucisk w żołądku i ciepło napływające do jej czaszki. Harry siedział w pokoju, gdy ktoś zapukał w drzwi. Rozkojarzony chłopak niechętnie wstał i otworzył. To co zobaczył zaskoczyło jego zmysły. W progu stała piękność o blond włosach i turkusowych oczach. Przyglądała mu się z zaciekawieniem. „Mogę wejść?” zapytała nieśmiało. Chłopak skinął głową szerzej otwierając i gestem ręki zapraszając gościa. Wzrok Rosalie utkwił w stercie zeszytów i szkicowników piętrzących się na nocnej szafce. Wolnym krokiem zmierzała w ich stronę. Uniosła jeden do góry dokładnie przeglądając rysunki. Były niesamowite. Delikatne i pełne finezji. Na jednej z ostatnich kartek, widniała dziewczyna o smukłych rysach i szklących oczach. Siedziała na parapecie otoczona różnymi papierkami i książkami. Nogi podkulone pod brodę okalała rękami. „Czy... to ja?” „Mhm” „Harry.. ja nie wiem co o tym myśleć. Dlaczego ty? Dlaczego mnie narysowałeś?” „Potrzebowałem tego” „Do czego? Do czego potrzebny był ci mój wizerunek?” „Chciałem móc mieć cię na zawsze przy sobie” „Ja... nie wiem co powiedzieć. Czuję się tak bardzo rozdarta.” „Przepraszam” „Nie to ja przepraszam.” „Za co?” „Za wczoraj. Nie chciałam by tak wyszło. Wszystko potoczyło się nie tak jak chciałam. Mam małe pytanie chcesz wykonać to zadanie?” „Nie” Oczy blondynki szkliły się niemiłosiernie. Nie mogła poradzić sobie z uczuciami gromadzącymi się w jej sercu. Coraz więcej impulsów zaprzątało jej mały umysł. To wszystko było zbyt wielkim ciężarem. Uciekła z pokoju zostawiając chłopaka nie wzruszonego jej postawą. Zamknęła się w łazience, wylewają łzy zgromadzone przez długie miesiące. Obiecała sobie, że nie będzie płakać. Będzie silna i nie da się sprowokować. Nie dała rady. Cały plan legł w gruzach. Słowa Harry'ego wciąż i wciąż krążyły w jej głowie. On nie chce wykonywać tego zadania. Oni go do tego zmusili. Dlaczego, więc to właśnie ona musiała trafić na kogoś takiego. Dlaczego ktoś połączył ich w parę. Przecież wiedzieli, że chłopak nie będzie współpracował, więc może zadaniem Rosalie było nakłonienie go by odzyskał to co kiedyś stracił i wrócił do żywych. Podniosła swoje wiotkie ciało z zimnych płytek, krocząc w stronę łóżka. Opadła zapłakana na poduszki tłumiąc szloch. Zamknęła oczy. Widziała chłopaka, który każdego dnia przyglądał się jej, gdy siedziała na parapecie okna. Który każdego dnia grał cudowną melodię na pianie w jadali i który każdego dnia szkicował coś w zeszycie. Burzę brązowych loków i te niesamowicie hipnotyzujące zielone oczy. Postanowiła się nie poddawać. Da radę. Wykonają to zadanie, czy Harry tego chce czy nie.

                                                                                                
No i jestem z dwójeczką. Rozdział nie wyszedł tak jak chciałam, ale nie jest zły. Mam nadzieję, że wam się spodoba i liczę na jakiekolwiek komentarze. Rozdział dedykuję mojemu drugiemu motywatorowi @Carmellkowelove Love ya bby ♥ 

sobota, 9 listopada 2013

1.Kiedy Harry poznał Rosalie.

 Obudziła się, gdy na zewnątrz było jeszcze ciemno. Leżała w łóżku spoglądając na krajobraz rozciągający się za oknem. Myślała o swojej rodzinie. Mama odwiedziła ją tylko raz podczas jej prawie pięcioletniego pobytu w zakładzie. Nadzieja, wciąż iskrzyła w jej sercu. Teraz Carmen ma już siedem lat i kończy drugą klasę. Bardzo kochała swoją małą siostrzyczkę, chociaż uczestniczyła w jej życiu bardzo krótko. Dziś miał być pierwszy dzień nowej terapii. Terapii, która również nie odniesie skutku. Nie odwiedzie jej od tych myśli. Krążą po jej głowie każdego dnia, ciągle i ciągle. Lecz to dziś miała oficjalnie poznać chłopaka, któremu przyglądała się już od miesiąca. Był niesamowity. Nie miała pojęcia dlaczego się tu znalazł, ale chciała wiedzieć o nim jak najwięcej. On był jedyną szansą na wydostanie się z tego piekła. Opuściła powoli zmarznięte stopy zanurzając je w miękkim dywaniku. Rozciągnęła się i przeczesała włosy. Powolnym krokiem zmierzała w stronę łazienki na poranną toaletę. W tym samym czasie Harry śnił o miejscu, w którym będzie wolny. Gdzie nikt nie będzie mu mówił co robić i jak żyć. Marzył by uciec, wydostać się. Zacząć żyć od nowa. Ktoś zapukał do drzwi. Zaspany chłopak otworzył leniwie oczy i krzyknął „Proszę”. Zamek ustąpił a do pokoju weszła pielęgniarka z całą tacą leków. Odstawiła dwa małe spodki na szafce nocnej i posłała mu delikatny uśmiech. „Dzisiaj rozpoczynasz nową terapię, prawda?” Chłopak kiwnął głową na znak zgody. „Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze Harry. Wszyscy mamy” dodała ciszej. Krew napłynęła mu do głowy z takim impulsem, którego nie był w stanie powstrzymać. Stojąc pod ścianą uderzył w nią z całej siły. Ręka piekła go niemiłosiernie, a Martha podskoczyła. Palce zrobiły się sine, a z kostek leciała krew. Kobieta podeszła do chłopca i spokojnym ruchem uchwyciła dłoń. Gładziła ją i całowała zaczerwienione miejsca dopóki nie poczuła rozluźnienia w ruchach chłopaka. Uśmiechnęła się i opuściła pokój. Harry stał tam wciąż czując ból. W jego głowie szumiały myśli o terapii, o dziewczynie, która każdego dnia przygląda mu się siedząc na oknie z podkulonymi nogami. Jej błękitne oczy prześwietlały go na wylot. Stawał się wtedy bardzo niespokojny i zakłopotany. Pamiętał każdy szczegół jej ciała. Długie, blond włosy opadające swobodnie na ramiona z upiętymi kosmykami. Oczy tak niesamowicie błękitne patrzące z utęsknieniem w jego własne. Szczupłe ciało mieszczące się na malutkim parapecie w świetlicy, zwinięte w kłębek z nogami pod brodą. Harry nie wiedział jak dużo czas tu spędziła, wiedział jednak, że każdego dnia po obiedzie zasiada w tym samym miejscu i patrzy w okno. Jakby czekała na kogoś, kto nigdy nie zamierzał tu przyjść. Czasami czuł, że łączy ich coś więcej, jakby niewidzialna nić, której żadne z nich nie chciałoby przeciąć. Wziął swoje tabletki, oglądając je z każdej strony. Codziennie wyglądały inaczej, nie wiedział jak to się dzieje, ale tak było. Odstawił spodki na szafkę i poszedł do łazienki. Po śniadaniu czekała ich rutynowa kontrola lekarska. Rosalie bała się, że nie zostanie dopuszczona do nowej terapii, która podobno skutkowała w stu procentach. Wiele osób po jej zastosowaniu wydostało się z tego wariatkowa, który zwykła nazywać domem. Wszystko poszło dobrze, więc dziewczyna została zapisana na pomiętej kartce. „Zajęcia rozpoczną się tuż po obiedzie. Masz stawić się pod salą numer 386” oświadczył chłodnym tonem lekarz i opuścił pokój. Natomiast Harry odpoczywał na łóżku rysując w swoim notatniku, gdy drzwi pokoju się otworzyły. „Harry Styles, pacjent numer 1482, rozpoznanie: zespół Aspergera z nasilającymi się cechami autyzmu, ataki paniki oraz zaburzenia komunikacji.” wyrecytowała Martha. Doktor spojrzał na chłopaka ze współczuciem. „Słyszałem o twoim dzisiejszym ataku Harry. To nie może się ponownie zdarzyć. Wiesz, jakie są warunki terapii. Pacjent spokojny i opanowany. Nie wykazujący się agresją i nadpobudliwością, pamiętasz prawda? Rozmawialiśmy o tym” „Pamiętam” oświadczył spokojnym głosem. „W takim razie bardzo się cieszę i oczekuję, że stawisz się na zajęcia” Rosalie siedziała na łóżku oglądają drzewa delikatnie poruszane przez wiatr. Pogoda była dziś tak piękna, słońce świeciło pełnią swojego blasku. Aż chciało się wyjść, położyć na trawię i słuchać śpiewu ptaków. „Marzenia” pomyślała dziewczyna. Usiadła na parapecie, by lepiej widzieć las i poczuć zapach szczęścia. Jej myśli krążyły wokół popołudnia, które miała spędzić z chłopcem o szmaragdowych oczach. Martha powiedziała jej, że na terapii będzie tylko sześć osób, gdyż w grupie lepiej jest rozwiązywać swoje problemy. Nastolatka nie była zadowolona z tego pomysłu, ale przystała na propozycję pielęgniarki.  Zegar zabił piętnaście razy informując wszystkich o godzinie. Stała pod wyznaczonym pokojem razem z czwórką innych osób. Niektórych widziała pierwszy raz, innych nie. Pamiętała jak kiedyś rozmawiała z jedną z tych dziewczyn. Znalazła się tu po śmierci matki. Nie umiała poradzić sobie z uczuciami. Nagle drzwi pokoju otworzyły się i wyszedł z nich wysoki mężczyzna o ciemnej karnacji. Machnięciem ręki zaprosił wszystkich do środka. Na jednym z krzeseł siedział chłopiec z burzą kręconych włosów. Nie podniósł wzroku, gdy wszyscy zasiedli na swoich miejscach. Rosalie stała na środku sali nie bardzo wiedząc co zrobić. Bardzo chciała siedzieć koło chłopaka, lecz obawiała się jego reakcji. Z letargu wyrwał ją ciepły głos „Co się stało księżniczko? Nie wiesz gdzie usiąść? Proponuje miejsce koło Harry'ego”. Oczy nastolatki rozświetliły się blaskiem tak mocnym jak nigdy wcześniej, uśmiech sam pojawił się na jej twarzy, gdy zajmowała wyznaczone miejsce. „Zacznijmy może od tego, że każdy się przedstawi. Okej. Nazywam się Zayn Malik. Mam dwadzieścia osiem lat i od dziś będę waszym terapeutą. Wiem, że gadka typu możecie mi zaufać i powiedzieć wszystko, jest bezsensowna, ale każą mi to mówić więc mówię. Teraz chciałbym usłyszeć coś o was. W takim razie może zacznijmy od Ciebie księżniczko” „Ode mnie?” „Tak, właśnie od Ciebie chciałbym zacząć”. Rosalie spłonęła rumieńcem. Zwróciła swój wzrok w stronę Harry'ego. „Nazywam się Rosalie Carmen Bento. W tym roku skończę siedemnaście lat. Trafiłam tu mając niespełna dwanaście lat po próbie samobójczej. Od tamtej pory to miejsce jest moim domem.” „Miło mi Cię poznać Rosalie, mam nadzieję, że moja terapii Ci pomoże.” Harry ukryty za maską zamyślenia wsłuchiwał się w każde słowo dziewczyny, by wyciągnąć z niego jak najwięcej. By usłyszeć krzyk i rozpacz ukrytą pod maską tak prostych słów wyrecytowanych jak z pamięci. „Teraz kolej na Ciebie Curly.” Zayn posłał pokrzepiający uśmiech w stronę nastolatka. „Harry Styles. Lat osiemnaście. Zespół Aspergera z nasilającymi się cechami autyzmu.” Oczy Rosalie momentalnie powiększyły się do rozmiarów spodków. Asperger, autyzm. „Dlaczego tu jesteś?” wyrwało jej się. Cała sala spojrzała na nią ze zdziwieniem. Pytanie unosiło się w powietrzu. Atmosfera była tak gęsta, że można by kroić ją nożem. Niespodziewany dla wszystkich trzask przewracanego krzesła ocucił Rosalie. Harry wyszedł trzaskając drzwiami zostawiając ją bez odpowiedzi na tak łatwe pytanie. Nić, która ich łączyła została przerwana.

                                                                                               

No i jestem z pierwszym rozdziałem. Nie wiedziałam jak się z nim wyrobię, ale jednak jestem już dziś. Pod tym rozdziałem chciałabym bardzo podziękować mojej przyjaciółce @Reesabilitka która jest autorem całej oprawy graficznej mojego bloga i bardzo motywuje mnie do pisania. Jesteś moim mistrzem. Kocham Cię  i ten rozdział dedykuje właśnie Tobie. ♥
PS. Szantażuje mnie, że jeśli nie dodam ona też nie XD  

środa, 6 listopada 2013

Prolog

Leżała w białej pościeli spoglądając w okno okalane kratami. Czuła się tu jak w więzieniu. Każdy dzień wyglądał tak samo. Poranna pobudka, śniadanie, leki i tak w kółko. Jedyną rozrywką w tym domu wariatów była rozmowa z zielonookim chłopakiem. Gdy spoglądał na nią czuła dreszcze przepływające przez ciało. Stawała się radosna i jakby wolna od wszelakich problemów. Rosalie trafiła tu mając niespełna dwanaście lat po pierwszej próbie samobójczej. Z pozoru była zwyczajną dziewczynką nie mającą problemów i kochającą życie. Prawda była jednak zupełnie inna. Po przekroczeniu progu mieszkania na obrzeżasz Londynu jej życie stawało się koszmarem. Awanturujący się pijany ojczym, bijący jej mamę i młodszą siostrę. Zamykała się w swoim pokoju i płakała, ze swojej niemocy. Była tylko dzieckiem, nie mogła nic zrobić. Po każdej kłótni przytulała małą Carmen i całowała jej rany. Ojczym nigdy jej nie dotknął. Czuł, że jest inna, zupełnie inna niż reszta. Coś warta. Pewnego dnia po dość ponurym dniu w szkole wróciła do domu ze łzami w oczach, udała się do pokoju i zamknęła drzwi. Z małej szufladki zamykanej na kluczyk wyciągnęła pudełeczko z żyletkami. Ostrożnie odwinęła pergamin i uniosła przedmiot. Zalśnił w blasku księżyca. Usiadła na podłodze, zamknęła oczy i delikatnymi ruchami robiła coraz to większe zamachy pozostawiając blizny na swojej skórze. Powieki opadały z każdą sekundą, minutą, godziną. Nie pamiętała jak znalazła się w szpitalu i kto ją znalazł, ale zaraz po tym jak została wypisana do domu rodzice zawieźli ją na przymusową kuracją w Domu Psychiatrycznym. Pierwsze miesiące mijały jej w męczarni, aż do dnia gdy poznała chłopaka o oczach tak pięknych,R że zawładnęły jej sercem. Harry od zawsze był odludkiem. Kiedy skończył niespełna jedenaście lat zdiagnozowało u niego zespół Aspergera z nasilającymi się cechami autyzmu. Jego matka nie umiała sobie poradzić z chorobą syn. Tak więc chłopak trafił właśnie tu, do domu psychiatrycznego.