Po wyczerpującym tygodniu samotności Harry nareszcie mógł opuścić to miejsce. Rozpromienił się, gdy drzwi pokoju otwarły się. „Jak się czujesz sunshine?” zapytała Martha uśmiechając się do chłopaka. Nie oczekując odpowiedzi podeszła bliżej. „Chodź ze mną, już najwyższy czas Harry.” Ujęła jego dłoń spoglądając w szmaragdowe oczy. „Jesteś tak bardzo wyjątkowy, a nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy.” „Martha?” „Tak?” „Chciałbym przeprosić Rose.” „Oczywiście.”
Przez cały tydzień chodziła przygnębiona z powodu nastolatka. Nie wypuszczali go nawet na posiłki. Rosalie całymi dniami siedziała przy fortepianie wgapiając się w klawisze i delikatnie brzdąkając nie znaną nikomu melodię. Brakowało jej Harry’ego. Nie chciała się do tego przyznać, ale tak naprawdę było. Chłopaka, który każdego dnia zaskakiwał ją czymś nowym. Ból fizyczny, który odczuwała po uderzeniu był niczym do tego co czuła w sercu. Myśli napływające do jej głowy każdej nocy nie pozwalały jej spokojnie zasnąć. Była przekonana, że on coś do niej czuje. Siedziała grzebiąc w talerzu, gdy w jadalni pojawił się nastolatek. Spuściła wzrok wlepiając oczy w jeden punkt.
Kroczył powoli cały czas przyglądając się Rose. Nie wiedział co zrobić. Żałował tego co zrobić, lecz gdzieś w głębi czuł, że chciał to zrobić. To wszystko nie dawało mu spokoju. Przysiadł tuż obok dziewczyny nie patrząc na nią. „Przepraszam” „Słucham?” „Bo..bo nie chciałem Cię wtedy uderzyć Rosalie” „Wybaczam Harry. Brakowało mi Ciebie.” Dziewczyna zarzuciła ramiona na kark chłopaka wtulając się w jego kasztanowe, kręcone włosy. Ułożyła głowę w zagłębieniu jego szyi wdychając przyjemny zapach konwalii i mięty. Zastygli na dłuższą chwilę słuchając bicia swoich serc. Oderwała się od chłopaka z największym uśmiechem jaki Harry kiedykolwiek widział. Siedział w bezruchu spoglądając na dziewczynę. „Lubisz mnie?” „Co?” „Zapytałem czy mnie lubisz?” „Oh, cóż tak.” „Też Cię lubię Rose.” „Cieszę się z tego, nawet nie wiesz jak bardzo.”
Martha stała w oddali przyglądając się całej sytuacji. Uśmiech nie znikał z jej twarzy. Od tak dawna Harry nie był szczęśliwy, właściwie kobieta nie pamiętała momentu by był.
Dokładnie, gdy zegar wybił godzinę siedemnastą cała szóstka uczestników stała przed salą terapeutyczną. Rose nerwowo tupała nogą, czekając aż Zayn otworzy drzwi. „Zapraszam moi kochani. O Harry widzę, że już Ci lepiej.” „Owszem.” Zaprosił całą grupę do sali, by rozpocząć zajęcia. Dziewczyna usiadła na swoim stałym miejscu czując dziwny niepokój w żołądku. Coś miało się wydarzyć, a ona była pewna że nie będzie to nic dobrego. Wstrzymała oddech, gdy Zayn ponownie rozpoczął swój monolog. „Dzisiaj chciałbym poruszyć pewną sprawę. Wiem, że dla większości z was nie będzie to łatwe, ale chcę byście rozwinęli swoje historię z początku naszej terapii. Teraz to nie mają być wypowiedziane dwa zdania na własny temat. Każdy z was dostanie kartkę i trzydzieści minut czasu. Po tym chcę zobaczyć ponad połowę zapisaną. Rozumiemy się? Harry ty również musisz to zrobić. Macie napisać jak czuliście się w tamtych sytuacjach. Jak czujecie się z tym dziś. Wszyscy gotowi? To zaczynamy.”
Siedziała z pustą kartką i totalną pustką w głowie. Wiedziała co chce napisać, był tylko jeden problem jeśli Zayn każe im to przeczytać nie będzie w stanie. Nie da rady wrócić do tych wszystkich wspomnień, bólu którego wtedy doznała.
Przetarła twarz dłonią i wzięła ołówek do ręki. Spojrzała na Harry’ego, który zawzięcie kreślił coś na kartce. Wzięła głęboki wdech i zaczęła. Po upływie trzydziestu minut Zayn podniósł się z krzesła. „Moi drodzy teraz każdy z was przeczyta to co napisał, bez wyjątku. Zacznijmy od Harry’ego” „Nie.” „Dlaczego nie Harry?” „Bo nie!” „W takim razie Rose.” „Nie.” „Nie wygłupiajcie się wszyscy! Rosalie musisz przeczytać to co napisałaś inaczej nie będę mógł ci pomóc. Zacznij pomału.” „No dobrze.” *Pamiętam dzień kiedy pierwszy raz przyszedłeś do mojego pokoju i położyłeś się tuż obok mnie na łóżku, wtedy tak bardzo się bałam, ale ty powiedziałeś, że wszystko jest dobrze i wszyscy tak robią, więc już się więcej nie bałam. Po każdej nocy czułam wstyd i brud. Byłam brudna choćbym myła się godzinami. Moja dusza była brudna, a ja z nią. Kiedy ostatniego dnia twojego życia przyszedłeś się pożegnać i znów mi to zrobiłeś zrozumiałam, że to wcale nie jest normalne. Kochałeś mnie, ale nie tak jak powinieneś. Byłam tylko dzieckiem, a ty to bezczelnie wykorzystałeś śmieciu. Dziś już się nie boję. Wiem, że to było złe i że gnijesz tam w piekle za to co mi zrobiłeś.” „Rose do kogo to pisałaś?” „Do mojego ojca Zayn.”
Po liście Rosalie wszyscy rozeszli się do swoich pokoi w ciszy. Zayn był tak oszołomiony, że nie mógł dalej prowadzić zajęć. Dziewczyna siedziała na parapecie oglądając zachód słońca. Obejmowała rękami swoje coraz szczuplejsze nogi. Uśmiechała się myśląc o tym co działo się w jej dzieciństwie. Nienawidziła tego człowieka całym swoim małym serduszkiem.
Harry stał przyglądając się dziewczynie. Trzymał w ręku szkicownik malując. Z każdym krokiem jego rysunek stawał się coraz wyraźniejszy i gdy stanął przed nastolatką praca była już skończona. Mała Rosalie leżąca skulona na łóżku, a nad nią ogromny cień z batem uśmiechający się szyderczo. „To ty.” „Harry” Spojrzała w jego oczy i poczuła ulgę. On ją rozumiał. Doskonale wiedział co przeżyła.